Był
słoneczny dzień. Słońce muskało mnie po policzkach. Stałem na rozciągającej się
na około 60 hektarów łące. Wokół mnie było pełno pięknych kwiatów ich zapach
były tak słodki aż mnie mdliło. Poszedłem trochę bliżej, żeby się rozejrzeć.
Było to wręcz nie możliwe bo słońce za mocno świeciło. W tedy zobaczyłem go.
Stał tam Niall kilka metrów ode mnie. Biegłem. Zrobiłem klika kroków teraz
byliśmy dość blisko siebie, żeby porozmawiać. Łzy mi spływały po policzkach.
Miałem chęć go dotknąć sprawdzić czy to jest rzeczywistość choć wiedziałem, że
to tylko sen, że go już nie ma ale jednak wewnątrz tliła się mała iskierka
nadziei. Zrobiłem to musnąłem jego ramie ale to było za mało, żeby uwierzyć
zacisnąłem moją rękę na jego ramieniu wtedy już wiedziałem, że nie było co się
łudzić, że jest jakaś szansa. Kiedy go dotykałem odczułem chłód tak jakbym
dotykał dość zimne ochłodzone powietrze. Widziałem go ale nie czułem. On był
jak delikatny obłoczek, który miał się właśnie teraz rozpaść i zniknąć już na
zawsze. Jego ciało i dusza zanikały z biegiem chwili. Usta mi drgały jakbym chciał wypowiedzieć
najważniejsze słowo w moim życiu. Próbowałem to wykonać ale moja krtań i
wszystkie narządy odpowiadające za mowę przestały mnie słuchać. Upadłem na
kolana, już nie płacząc tylko rycząc a on odchodził. W zasadzie zrobił to już
dawno ale nadal go widziałem. Zamknąłem zapłakane oczy po chwili je znów
otworzyłem to co ujrzałem było totalnym szokiem.
Obok mnie leżeli martwi Liam i Louis a Harry siedział na łóżku polowym w namiocie (pamiętam go to ten z LWWY) krwawił co raz bardziej i bardziej aż nagle przewrócił się na bok {pomyślałem umarł}. Zacząłem grzebać w ich bagażach szukając czegoś ostrego, żeby zadać sobie także śmiertelny cios. Znalazłem tylko małą, starą żyletkę okaleczyłem się nią. Krew przybrała kolor fioletu no tak jak mogłem zapomnieć, że to mi się tylko śni ale szczerze powiedziawszy mam bardzo dziwne sny.
Obok mnie leżeli martwi Liam i Louis a Harry siedział na łóżku polowym w namiocie (pamiętam go to ten z LWWY) krwawił co raz bardziej i bardziej aż nagle przewrócił się na bok {pomyślałem umarł}. Zacząłem grzebać w ich bagażach szukając czegoś ostrego, żeby zadać sobie także śmiertelny cios. Znalazłem tylko małą, starą żyletkę okaleczyłem się nią. Krew przybrała kolor fioletu no tak jak mogłem zapomnieć, że to mi się tylko śni ale szczerze powiedziawszy mam bardzo dziwne sny.